W ostatnich latach bardzo zmieniło się nasze podejście do oszczędności energii. Można by oczywiście mówić, że to za sprawą rosnącej świadomości ekologicznej naszego cywilizowanego społeczeństwa, jednak prawda jest oczywista i chodzi tylko o to, że energia z roku na rok jest coraz droższa.

Nie chcę tu głosić teorii spiskowych jednak nie od dziś wiadomo, że gospodarkę czy raczej popyt należy sztucznie stymulować. Niestety nie w każdej dziedzinie przemysłu wystarczy ogłosić nową rewolucyjną technologię, która sprawi że wszyscy jej zapragniemy i rzucimy się do półek sklepowych. Nie zawsze można też inspirować ludzi do wydawania pieniędzy sterując zmieniającą się modą, czy powszechną dezinformacją na temat potrzeb, których wcale nie potrzebujemy. Czasami niestety dochodzi do działań w których zazwyczaj niedouczone społeczeństwo daje swoje przyzwolenie dla gruntownych zmian i wzrostu cen. Niekiedy jest to rzeczywiście potrzebne, a nieraz to tylko „złoty interes” tych co posiadają wiedzę. Nie zmieniliśmy tego zabawnego procederu od czasów starożytnych, kiedy to kapłani dla osiągnięcia swoich celów straszyli wiernych zaćmieniem słońca.

Pamiętam jak po raz pierwszy w 1985 r. ogłoszono powstanie dziury ozonowej. Pamiętam dokładnie, jak we wszystkich mediach budowano efekt kuli śnieżnej złożonej z wątpliwości i katastroficznych wizji dla całej ludzkości. Pytanie, czy odkryliśmy wtedy coś czego w rzeczywistości byliśmy bezpośrednią przyczyną, czy też dokonaliśmy wiekopomnego odkrycia kolejnego ziemskiego procesu, którego nigdy wcześniej nie udało nam się zaobserwować i którego wielu z nas, nie rozumie do tej pory. Dziś już wiadomo, że zawartość ozonu w atmosferze nad Antarktydą ulega sezonowym wahaniom i największe rozmiary osiąga zawsze we wrześniu, gdy na półkuli południowej rozpoczyna się wiosna i spod topniejącego lodu wydobywają się olbrzymie ilości gazów, głównie metanu. Między grudniem a lipcem jest bardzo mała, przez wiele dni w ogóle jej nie ma. Dziura pojawia się na krótko, między sierpniem a listopadem i jest to proces gwałtowny, gdyż w zaledwie jedną dobę dziura może się powiększyć nawet o kilka milionów kilometrów kwadratowych. Czy podobnie jest dziś z globalnym ociepleniem? Być może, jednak bez względu na stan naszej świadomości i tak nie mamy wpływu na to co dzieje się w gospodarce światowej. Nie znaczy to oczywiście, że nie należy dbać o środowisko i nie poprawiać szkodliwej technologii, gdyż takie procesy czasami pomagają się przepchnąć wartościowym ideom. Jedną z nich są odkryte na nowo, samochody elektryczne. Drożejące paliwa i coraz ostrzejsze przepisy dotyczące emisji spalin popchnęły ludzi w kierunku aut elektrycznych. Niektórzy z nas nawet wierzą, że samochód elektryczny to dzieło XXI wieku, stworzone przez Elona Muska, właściciela Tesla Motors. Więc dla „tych” wszystkich ciekawostka, trzymajcie się mocno, bo prawda jest taka, że samochody elektryczne istniały przed pojawieniem się silnika spalinowego już w latach 30, dziewiętnastego wieku. To do nich należał dziewiętnastowieczny rekord prędkości ustanowiony na 105 km/h. Nie przyzwyczajajcie się też do myśli, że samobieżne pojazdy to nasza osiemnastowieczna innowacja, nic bardziej mylnego, bo o tego typu pojazdach wspomina już pochodzący z przed naszej ery, wielki konstruktor Heron z Aleksandrii. Być może to jego rysunki pojazdów bojowych, skopiował Leonardo da Vinci, tak jak zrobił to w przypadku słynnego Człowieka Witruwiańskiego, przerysowując dzieła rzymskiego architekta Marcusa Vitruviusa Pollio (I w p.n.e.). 

 

Muszę jednak porzucić temat historii, bo nigdy nie dojdę do puenty plącząc się w jej obszernych i pełnych czarnych dziur, zakamarkach. Wracając za tym do tematu, to właśnie z uwagi na koszty energii wszyscy decydujemy się na wybór takich technologii, które wydatkują ją  najekonomiczniej. Stąd wybór żarówek ledowych, samochodów hybrydowych, czy ogrzewania podłogowego. Z pewnością nie raz trafiliście Państwo na informację, że „podłogówka” będąca jedną z form ogrzewania płaszczyznowego jest dużo tańsza w eksploatacji. Nawet jeśli w to nie wierzyliście i tak podobała się wam wizja domu bez widocznych grzejników. Po części, mimo wszystko jest w tym sporo prawdy, jednak swą energooszczędność, podłogówka zawdzięcza przede wszystkim temu, że montowana jest w nowych budynkach o bardzo dobrej termoizolacji. To głównie termoizolacja budynku zapewnia niskie koszty utrzymania. Czy jakikolwiek projektant obliczając bilans strat ciepła dla obiektu, uzależnia go od źródła ciepła czy rodzaju grzejników? Nie, interesują go tylko straty powstające na przegrodach zewnętrznych, gdyż to ich przewodność cieplna decyduje o tym jak szybko z lokalu, ciepło przeniknie na zewnątrz. Nie znaczy to też, że podłogówka nie jest oszczędniejsza od kaloryferów. Jest, gdyż w przeciwieństwie do kaloryferów może pracować na niskim parametrze grzewczym (poniżej 30oC) i przez to „produkuje” mniejsze straty. Niestety jednak, podłogówka nie może zapobiegać stratom w miejscu ich powstawania, może je tylko bilansować jak zwykły kaloryfer. Jest jednak inna forma ogrzewania płaszczyznowego, która robi to bezbłędnie, to ogrzewanie ścienne. Tylko taka forma gwarantuje umiejscowienie energii cieplnej w miejscu powstawania strat, czyli przegrodach zewnętrznych. Dodatkowo, osuszając przegrodę poprzez jej notoryczne nagrzewanie poprawia termoizolacyjność, czyli najważniejszy czynnik odpowiadający za ekonomiczną eksploatację układu. Ogrzewanie ścienne też zdecydowanie lepiej niż podłogówka, eliminuje udział konwekcji w procesie ogrzewania, dzięki czemu ogranicza tzw. straty kominowe.  To nie ciepłe powietrze wydmuchane z kaloryfera, a ciepła ściana, o dużej zdolności akumulacji energii decyduje o utrzymaniu właściwej temperatury w pomieszczeniu przy jednoczesnym niskim zużyciu energii. Ta prosta zależność potrafi wygenerować oszczędności rzędu 20% w skali roku. Dodatkowo, gdy obniżymy temperaturę powietrza w pomieszczeniu, możemy uzyskać kolejne 15% na kosztach energii. Obniżenie temperatury powietrza bez utraty komfortu cieplnego, możliwe jest właśnie tylko w przypadku ogrzewania ściennego.

   

Nie bez przyczyny przywołałem w tym felietonie temat samochodów elektrycznych, gdyż podobnie jak w ich przypadku, ogrzewanie ścienne też odkrywamy na nowo. To nie 3THERMO wynalazło ogrzewanie ścienne. Usprawniło je natomiast, tak jak Tesla Motors usprawniła samochód elektryczny. W motoryzacji, w przypadku silników spalinowych, tak jak w ogrzewnictwie, w przypadku kaloryferów nie za wiele się zmieniło na przestrzeni ostatnich 100 lat. Dopiero konieczność walki z globalnym ociepleniem i redukcja emisji spalin zdewaluowała przestarzałą już technologię. Do tej pory pomimo iż wiedzieliśmy, że silnik elektryczny posiada wyższą sprawność od spalinowego i ogrzewanie ścienne od konwekcyjnego, nic z tym nie robiliśmy. Nie było bodźca, który uzasadniłby kosztowny proces zmian. Kolejne podobieństwo widać przy procesie wdrażania obu „nowych” technologii. Samochody elektryczne poprzedziła technologia hybrydowa, tak jak  ogrzewanie ścienne, podłogówka (połączenie promieniowania i konwekcji). Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku, wykonano tytaniczną pracę informacyjną próbując udowodnić nieistniejące. Słyszeliście zapewne, że hybryda spala mało paliwa. Jednak czy wiecie, że to pod warunkiem, iż naładowane są akumulatory i do obliczenia średniej wykorzystano po części pracę układu elektrycznego? Czy wiecie, że silnik spalinowy w Priusie spala dwa razy więcej paliwa, niż ten sam silnik w zwyczajnej Toyocie? Nie? No właśnie...

 

Niestety o tym co jest aktualnie pożądane lub modne, nie decydują ponadczasowe uniwersalne wartości typu prawda czy dobro ludzkości, a zwyczajny efekt ekonomiczny. Dobrze jednak, że jako społeczeństwo dojrzewamy i coraz częściej zaczynamy na nowo odkrywać dobre rzeczy z naszej zapomnianej przeszłości. Elektryczne auta i ogrzewanie ścienne, jest jednym z takich. Będzie mi oczywiście żal pięciolitrowych V ósemek, jednak jeśli nie będę musiał przez to zostawiać na stacji połowy pensji, a podróż będzie równie przyjemna.... to do diabła z nimi ;) 

 

Patryk Nowakowski

Offcanvas Menu